Żagle, czyli dlaczego nie nudzę się w wakacje

zagle

Moja przygoda z żeglarstwem zaczęła się około ośmiu lat temu, kiedy tata pierwszy raz zabrał mnie na jacht.

Byłam za mała, żeby mu w czymkolwiek pomagać, więc mogłam tylko siedzieć w kokpicie, obserwować, co robi i patrzeć na jezioro. Podobało mi się to, więc pływaliśmy razem coraz częściej. Potem nauczył mnie obsługi steru, jeszcze później pokazał mi, która lina do czego służy, przez co czułam się już prawdziwym członkiem załogi. Opowiadał mi, że gdy będę starsza, będę mogła zacząć jeździć na obozy, zdobywać nowe uprawnienia… i tak dalej.

Na swój pierwszy obóz pojechałam, kiedy miałam prawie dwanaście lat. Pamiętam swój strach i niepewność, ale jak się okazało, było warto. W ciągu dziesięciu dni zobaczyłam dużą część mazurskich jezior, poznałam nowych ludzi i zapamiętałam kilka szant. Kilka godzin dziennie spędzaliśmy płynąc od portu do portu, więc każdy miał szansę spróbować swoich sił. Na pokładzie był z nami opiekun, który w razie potrzeby zawsze mógł opanować sytuację.

Tata ucieszył się, że tak dobrze się bawiłam, więc zaproponował mi kurs na stopień żeglarza jachtowego (nie miałam jeszcze ukończonych dwunastu lat, a taki wiek był wymagany, więc musiałam poczekać rok). On sam posiada patent jachtowego sternika morskiego – drugi z trzech stopni – a żeglować zaczął, gdy miał około dziesięciu lat.

Po paru miesiącach, kiedy z niecierpliwością czekałam na wakacje, zmieniono przepisy. Żeglarz jachtowy musi mieć teraz przynajmniej czternaście lat, ale za to ma większe uprawnienia. Z powodu tej zmiany, na kurs mogłam pojechać dopiero w zeszłym roku. Dużo się wtedy nauczyłam, jednak ku mojemu zdziwieniu okazało się, że tylko ja z mojej załogi coś wiedziałam o żeglarstwie, tzn. oprócz mnie tylko jedna osoba kiedykolwiek żeglowała i namówiła znajomych na kurs. Nie spodziewałam się również, że będę musiała im tłumaczyć podstawowe zasady etykiety jachtowej. Nie miałam z nimi łatwo, ale przynajmniej zyskałam ich szacunek. Pod koniec wakacji, chcąc wykorzystać lato, pojechałam jeszcze na obóz.

Jak na razie, patent upoważnia mnie między innymi do prowadzenia wszystkich jachtów żaglowych po wodach śródlądowych. Do szesnastego roku życia pod nadzorem, jednak nadzór nie jest jednoznacznie określony… Przy niezbyt silnym wietrze mogę siedzieć sama na pokładzie, jak to się zdarzyło kilka razy (całe dnie na ostatnim obozie), jednak, jak chyba każdy w moim wieku, potrzebuję załogi przy robieniu manewrów.

Moje hobby nie jest trudne – trzeba tylko znać trochę teorii, wiedzieć, co do czego służy i umieć się tym posługiwać.

Sezon żeglarski już dawno się zaczął, ja jednak czekam do końca czerwca; dwa dni, na jakie mogę sobie teraz pozwolić – weekend – to dla mnie za mało. Nie mogłabym się na niczym skupić po powrocie do szkoły; przekonałam się o tym w zeszłym roku. Poza tym, za dużo bym się nie napływała.

Za kilka lat będę mogła zdobywać wyższe stopnie, co da mi większą swobodę w żegludze morskiej. Jednak na razie Mazury mi wystarczają. Chociaż pływam tam od kilku lat, jeszcze mi się nie znudziły. I raczej się nie znudzą.

Katarzyna Rudzińska kl. II gim.